Uzupełnić polską tożsamość na Kresach południowo-wschodnich o komponent historyczny – to główny cel, przyświecający inicjatywie stworzenia na Ukrainie olimpiady dziejów ojczystych.

Na początek garść twardych danych. Na chwilę obecną na Ukrainie istnieje ponad 125 polskich placówek edukacyjnych o dość zróżnicowanym statusie.

Z jednej strony są to XI-letnie polskie szkoły stacjonarne skupione na zachodniej Ukrainie, z czego dwie we Lwowie oraz – po jednej: w Gródku, Mościskach, Łanowicach i Strzelczyskach.

Po drugie funkcjonują tzw. „piony polskie” w szkołach ukraińskich. Taka formuła istnieje np. w Szkole nr 36 im. Jarosława Dąbrowskiego w Żytomierzu.

Do tego dodać należy szkoły sobotnio-niedzielne oraz tzw. punkty nauczania języka polskiego funkcjonujące na ogół przy organizacjach polskich albo parafiach rzymskokatolickich.

O ile we wszystkich wymienionych wyżej placówkach wykładany jest-  co zrozumiałe – język polski, o tyle nauczanie historii odbywa się jedynie w 24 ośrodkach, czyli w co piątym.

 Powody takiego stanu rzeczy są różne. Jednym z nich jest problem kadrowy. Baza społeczna nauczania polskiego, ze względu na powszechną jego znajomość wśród dorosłych – jest bez porównania większa niż baza nauczania historii.

Po drugie przez wiele – zarówno w Polsce, jak i wśród Polaków na Ukrainie – dominował pogląd, że skoro tożsamość narodowa zasadza się na znajomości języka – to nauczanie ojczystej mowy powinno angażować niemalże wszystkie środki przeznaczone na edukację mniejszości polskiej w tym kraju.

Kolejnym przykładem depriorytetyzacji historii niech będzie fakt, że olimpiada języka polskiego funkcjonuje tam już od ćwierćwiecza, natomiast olimpiada historyczna przeszła w tym roku chrzest bojowy.

Podejście to okazało się niefortunne chociażby z tego względu, że wyedukowana lingwistycznie, lecz pozbawiona świadomości historycznego zakorzenienia w przestrzeni kresowej polska młodzież, zdobywszy instrument pozwalający funkcjonować nad Wisłą, nie była skłonna wracać do kraju lat dziecinnych i to nie tylko ze względów ekonomicznych, ale i w poczuciu, że musiałaby wrócić do niekomfortowego dla niej stanu wyobcowania.

Dlatego też w porozumieniu z Polskim Towarzystwem Historycznym – od dekad organizującym olimpiady w kraju – postanowiło wyjść z inicjatywą stworzenia zawodów, które dzięki swemu prestiżowi przyczynią się do intensyfikacji nauczania polskiej historii na Ukrainie.

Prestiż przedsięwzięcia jest bowiem niewątpliwy: z jednej strony patronuje mu i finansowo wspiera RP, najważniejszy podmiot państwa polskiego powołany do opieki nad rodakami za granicą.

Z drugiej strony w komisjach egzaminacyjnych zasiada dwóch profesorów belwederskich oraz sześcioro (sic!) doktorów habilitowanych – specjalistów z różnych epok, co zapewnia najwyższy poziom merytoryczny zawodów na wszystkich etapach.

Po trzecie finał Olimpiady odbywa się w czcigodnej siedzibie Polskiego Towarzystwa Historycznego przy Rynku Starego Miasta w Warszawie, natomiast wręczenie nagród – w Pałacu Prezydenckim w obecności ministra w KPRP Adama Kwiatkowskiego.

Po czwarte: zwycięzcy (w tym roku w liczbie trzech) z miejsca otrzymują zaproszenia na stacjonarne studia historyczne w Polsce. Powtórzymy: bez konieczności zdawania egzaminów wstępnych i niezależnie od wyniku matury – osoby te mają już indeks w kieszeni.

Wybór kierunku studiów jest nieprzypadkowy. Chodzi bowiem o to, by wspomóc tworzenie polskiej elity nie tylko sprawnie posługującej się ojczystym językiem, ale również – głęboko zanurzonej i rozmiłowanej w tradycji polskich Kresów.

Jagiellonia.org / kresy24.pl