Nieogłoszona wojna na wschodzie kraju zapukała do drzwi każdego mieszkańca Ukrainy. Jedni z trwogą wpatrują się w ekrany telewizorów, inni z bronią w ręku walczą z prorosyjskimi separatystami i rosyjskimi okupantami. Wojna nie ominęła Żytomierszczyzny. Tutaj na szczęście nie są prowadzone działania bojowe, ale miejscowi chłopcy, także Polacy, bronią spokoju swoich rodzin, walcząc na wschodzie. Jeden z nich, żytomierzanin Oleksander Krzyżanowski, żołnierz 26 Berdyczowskiej Brygady Artyleryjskiej, zgodził się o tym porozmawiać z dziennikarką „Słowa Polskiego”. Przy okazji warto wspomnieć, że Oleksander ma polskie pochodzenie. Jego przodkowie − Franciszek i Jadwiga Krzyżanowscy, pochodzą z podolskiej wioski Rajki (dziś obwód winnicki).
Rok temu Sasza ukończył Żytomierski Państwowy Uniwersytet im. Iwana Franki, gdzie studiował na Wydziale Filologii i Dziennikarstwa. Po otrzymaniu dyplomu zaproponowano mu wstąpienie do wojska. Do dziś nie żałuje, że to zrobił. − Poszłem na ochotnika. Nawet nie wiem, co mnie popchnęło do tego, że zgłosiłem się do służby w wojsku − wspomina.
Krzyżanowski jeszcze w czasie studiów zainteresował się fotografią. Do wojska poszedł z aparatem. W Berdyczowie trzymał go w sejfie, a dziś aparat jeździ z nim w samochodzie opancerzonym. Na wojnie Sasza robi zdjęcia swoim kolegom i utrwala wydarzenia, w których uczestniczy.
W drugiej połowie października podczas krótkiego urlopu zorganizował na swojej uczelni wystawę zdjęć ze strefy operacji antyterrorystycznej pod nazwą „100 dni w ATO”. Chciał pokazać mieszkańcom Żytomierza to, co dzieje się na wschodzie Ukrainy. 50 fotografii zostało powieszonych na przeciągniętych przez korytarz drugiego piętra sznurkach. Miejsca dyslokacji obiektów, które znalazły się w kadrach, oraz zadania brygady pozostały w tajemnicy.
Przy okazji Krzyżanowski poskarżył się, że nie wystarcza mu czasu na robienie zdjęć. Kiedy szuka najlepszego ujęcia, osłaniają go koledzy z oddziału. Przyznał się także, że w wolnych chwilach tworzy wiersze. Te, napisane na wojnie, nabierają całkiem innego znaczenia,gdy czyta się je w pokojowej atmosferze.
To co się teraz dzieje na wschodzie Ukrainy to nieogłoszona wojna czy operacja antyterrorystyczna? Z kim walczymy?
Oleksander Krzyżanowski: − W Donbasie dzieje się coś niezrozumiałego, co nie podpada ani pod kategorię wojny, ani ATO. Mamy ogromne terytorium, na którym tysiące uzbrojonych bandziorów okrada i morduje cywilów. Zamiast rzucić wszystkie siły do walki z wrogiem, w państwie odbywają się wybory, na które wydaje się miliardy hrywien.
Jak na twoją decyzję o obronie ojczyzny z bronią w ręku zareagowali bliscy?
− Moi bliscy, z wyjątkiem narzeczonej, nie wiedzą, gdzie przebywam. Mówię im, że w obwodzie chersońskim. Wydaje się, że w to wierzą.
Czy na wojnie zmieniły się twoje poglądy, przekonania, wartości?
− Zmieniło się tylko jedno: Mogę robić to, co uważam, za słuszne. Jutro już takiej możliwości może nie być.
Czy coś cię przeraziło podczas służby w ramach ATO?
− To nie był konkretny wypadek, lecz sytuacja ogólna. Wojna popycha ludzi do różnych zachowań. Jedni dzielą się ostatnią rzeczą, jaką mają, inni są podli i szukają własnej korzyści.
Czego teraz najbardziej potrzebują ukraińscy żołnierze, którzy siedzą w okopach?
− Ciepłej odzieży.
Podczas rozmowy Sasza przez cały czas interesował się tym, co się wydarzyło w Żytomierzu w czasie jego nieobecności. Mówi, że zawsze szuka możliwości skorzystania z Internetu, kiedy nadarzy się okazja.
Najważniejsze, czego pragnie Oleksander Krzyżanowski i inni ukraińscy żołnierze, to żeby nieogłoszona wojna hybrydowa z Rosją i ugrupowaniami terrorystycznymi na wschodzie Ukrainy skończyła się jak najszybciej i żeby mógł wrócić do swojej ukochanej i bliskich.
Jesteście bohaterami. Wracajcie cali i zdrowi! Wierzymy w zwycięstwo, bo po naszej stronie jest Bóg i sprawiedliwość.
Alina Dębicka